
Do tego tragicznego zdarzenia doszło w środowy wieczór (18 czerwca) na ul. Ks. Jerzego Popiełuszki 12. Była godzina 20:40, kiedy wybuchł pożar mieszkania na czwartym piętrze 11‑kondygnacyjnego budynku. Ogień bardzo szybko rozprzestrzenił się po klatce schodowej, skutecznie odcinając drogę ucieczki mieszkańcom powyższych pięter. Natychmiast na miejscu pojawiło się ponad 20 zastępów straży pożarnej, 12 zespołów pogotowia oraz policja. Ewakuowano około 250 osób z trzech klatek budynku.
Osiem osób – w tym dwoje dzieci – wymagało pomocy medycznej. Wieczorem 12 osób trafiło do szpitala, pozostali zostali zabezpieczeni przez strażaków na miejscu. Wśród poszkodowanych był 69-letni mężczyzna, który został uratowany z płonącego mieszkania i przewieziony do szpitala. To w jego lokalu na 4. piętrze, gdzie mieszkał z małżonką od momentu wybudowania bloku - wybuchł ogień.
Prokuratura Rejonowa dla miasta Rzeszów wszczęła śledztwo w sprawie pożaru.
- Zdarzenie to stanowiło zagrożenie dla życia i zdrowia wielu osób oraz mienia w wielkich rozmiarach. W wyniku pożaru śmierć poniosła 14-letnia dziewczynka. Śledztwo zostało wszczęte postanowieniem z dnia 20 czerwca 2025 r. i dotyczy czynu z art. 163 § 3 kodeksu karnego w związku z art. 163 § 1 pkt 1 k.k., za który grozi kara pozbawienia wolności od 2 do 15 lat - przekazał prokurator Krzysztof Ciechanowski Rzecznik Prasowy prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.
- Z dotychczasowych ustaleń wynika, że pożar wybuchł w mieszkaniu położonym na 4. piętrze 11-piętrowego budynku, zajmowanym przez małżeństwo Jerzego i Ewę P. Ogień objął całe mieszkanie oraz klatkę schodową, powodując silne zadymienie pionu klatki nr 3, a także uszkodzenia elewacji i nadpalenie stropu balkonu mieszkania znajdującego się powyżej. W trakcie ewakuacji 14-letnia dziewczynka, próbując opuścić budynek, prawdopodobnie straciła przytomność w silnie zadymionej przestrzeni między 10. a 11. piętrem. Odnaleźli ją ojciec i szwagier, którzy dostali się na miejsce przez przejście między klatkami na 11. piętrze. Dziewczynkę wyniesiono z budynku, a służby medyczne natychmiast podjęły próbę reanimacji. Niestety, zmarła około godziny 22:30 tego samego dnia - mówił prokurator.
- Na obecnym etapie postępowania nie ustalono jeszcze przyczyny pożaru. Postępowanie prowadzone jest w sprawie – dotychczas nikomu nie przedstawiono zarzutów. Dalsze informacje będą przekazywane w miarę postępów śledztwa-podsumował rzecznik prasowy.
W poniedziałek, 23 czerwca odbyła się sekcja zwłok dziewczynki, której wstępne wyniki potwierdzają, że przyczyną zgonu było uduszenie się dymem. Przez weekend w mediach społecznościowych pojawiły się wzruszające pożegnania tragicznie zmarłej Julii K. 14-latka to zawodniczka łyżwiarstwa figurowego z klubu Mors Dębica.
Jej śmierć pogrążyła w żałobie nie tylko rodzinę i bliskich, ale również całą społeczność sportową. Klub, w którym trenowała, opublikował poruszający wpis, w którym oddał hołd swojej młodej zawodniczce: „Z ogromnym bólem i niedowierzaniem przyjęliśmy wiadomość o tragicznej śmierci naszej zawodniczki Julii Kuźniar. Składamy najszczersze wyrazy współczucia rodzinie, bliskim i wszystkim, których dotknęła ta niewyobrażalna strata. Julia pozostanie w naszej pamięci jako pełna życia, uśmiechu i pasji młoda osoba, która zarażała nas swoją pozytywną energią. Spoczywaj w pokoju” – czytamy w komunikacie Klubu z Dębicy, który został opublikowany wraz ze zdjęciem dziewczynki
Klub taneczny Simple Dance Company, którego Julka była członkiem zamieścił czarną wstążkę na swoim profilu na Facebooku oraz post ze zdjęciem i przejmującym wierszem polonistki Mileny Lech, nauczycielki tej samej szkoły, do której chodziła Julia.
unosiła się cała nad ziemią
smukła i wiotka tak zwiewna
jakby miała skrzydła u ramion
ledwie muskała stopami ziemię
jakby wypełniona tylko ciszą
była i ciepłym oddechem
srebrna krucha tancerka
dziewczynka z pozytywki
w wiecznym piruecie
z muzyką w palcach
w mgle lekkiej tiulu
z uniesionymi dłońmi
jak z aureolą nad głową jasną
i te anielskie włosy
nic dziwnego że Bóg się pomylił
Autor Milena Lech
Przed klatką bloku, do której codziennie wchodziła Julka - jej przyjaciele zostawiają znicze, kwiaty i misie, by upamiętnić tragiczną śmierć dziewczynki. Widok pluszowych misiów i wiązanek kwiatów rozdziera serce.
Wszyscy zgodnie podkreślają, że to tragedia, którą ciężko pojąć, a rodzina czternastolatki musi się mierzyć z największą stratą i bólem z jakim przyszło im się zmagać za życia.
- Znałem jej dziadka co tu mieszkał, ojciec jeździł ze mną w autobusach. Jak była dzieckiem to zawsze zaczepiałem ja na klatce i się z nią przedrzeźniałem. Żartowaliśmy, teraz to już była pannica, ale grzeczna. Zawsze się ukłoniła. Co ci rodzice teraz przezywają, to jest niemożliwością. Takie fajne dziecko. Taka tragedia - mówił sąsiad.
- Tutaj, jak to się stało, byli młodzi z jej szkoły. Oni mówili, że 20 czerwca Julka miałaby urodziny - dodał inny mężczyzna wskazując miejsce, gdzie służby walczyły o życie czternastolatki.
– Jak ją reanimowali, to ona jakby wracała, a potem znowu to pompowanie. Ja aż odszedłem nie mogłem na to patrzeć, ale byłem pewny, że ją uratują. Od razu tyle medyków było przy niej. I odeszła. Boże, to niewyobrażalne - podsumował.
– Ja może nie wrócę do domu w tym tygodniu, a ona nie wróci nigdy. Jak jej rodzina to uniesie. Przecież to takie dziecko- mówił mieszkaniec bloku