Słupsk. Śmierć 2,5-latki. Pozostałe dzieci w nowych rodzinach zastępczych
Rozległe, głębokie poparzenia ujawniono na ciele 2,5-letniej dziewczynki, która zmarła w szpitalu wojewódzkim w Słupsku 9 maja br. Obrażenia zajmowały ok. 80 procent powierzchni ciała dziecka, doprowadzając w choroby pooparzeniowej, a w konsekwencji zgonu. Kika dni wcześniej przebywająca w rodzinie zastępczej prowadzonej przez 25-latkę i jej męża dziewczynka uległa bliżej nieokreślonemu wypadkowi.
- Z zebranego przez materiału dowodowego wynika, że doprowadzili do tego rodzice zastępczy, ale nie będziemy informować o szczegółach. Obydwoje usłyszeli zarzuty, ale nie przyznali się do winy, choć złożyli obszerne wyjaśnienia - powiedziała "Super Expressowi" Natalia Gawrych, prokurator rejonowa w Słupsku.
Kobieta i mężczyzna zostali tymczasowo aresztowani, a przed sądem odpowiedzą ostatecznie za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ze skutkiem śmiertelnym. Jak powiedziała programowi "Uwaga!" emitowanemu na antenie TVN znajoma małżeństwa, w rodzinie miały się również pojawiać alkohol i narkotyki. Kontrowersje dotyczące sprawy zahaczają również o odpowiedzialność Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Słupsku, które nie stwierdziło wcześniej, by w rodzinie podejrzanych dochodziło do niepokojących rzeczy.
- Wyjaśniamy nie tylko kulisy powstania obrażeń u dziecka, ale badamy również pozostałe wątki, w tym wcześniejsze zachowanie rodziców zastępczych i działania PCPR-u - dodaje Gawrych.
Kobieta i mężczyzna prowadzący rodzinę zastępczą opiekowali się również innymi dziećmi.
- Już po ich zatrzymaniu PCPR zdecydował o ich zabraniu i umieszczeniu w innych rodzinach zastępczych - kończy Gawrych.
