
Kiedy patrzymy na fotografie niektórych sprawców najgłośniejszych ostatnich warszawskich zbrodni, trudno uwierzyć, że za ich spojrzeniem kryje się coś mrocznego. Ubrani schludnie, często uśmiechnięci, młodzi, inteligentni, wpisują się w codzienny obraz społeczeństwa. I to właśnie ta zwyczajność, ta umiejętność wtopienia się w tłum, czyni ich najgroźniejszymi. Od nich ataku nikt się nie spodziewa.
Od ponad tygodnia z łam mediów nie schodzi obraz Mieszka R., studenta III roku prawa prowadzonego na przesłuchanie do prokuratury w charakterystycznym dla niebezpiecznych przestępców hełmie ochronnym. To on zabił 53-letnią Małgorzatę D., pracownicę Uniwersytetu Warszawskiego, gdy akurat zamykała drzwi budynku Audytorium Maximum. Była jego przypadkową ofiarą. Zginęła od ciosów siekierą nie wiadomo dlaczego. Bo 22-latek chciał się poczuć drapieżnikiem?
Taki hełm (który ma zabezpieczać samego zatrzymanego, ale też chronić otoczenie przed jego nagłym atakiem) pierwszy nosił bibliotekarz Kajetan P., który w 2016 r. (jako 27-latek) z zimną krwią zamordował lektorkę języka włoskiego, Katarzynę J. Umówił się z nią na lekcję, wszedł do mieszkania i już w progu, chwilę po zamknięciu drzwi, poderżnął jej gardło. Potem rozczłonkował ciało, część wrzucił do torby i przewiózł taksówką do swojego mieszkania, gdzie wzniecił pożar, by zatrzeć ślady. To nie była zbrodnia w afekcie. To była świadoma decyzja człowieka, który uznał, że musi „zabić kogoś, aby przejść wewnętrzną ewolucję”.
Kajetan mówił śledczym o chęci „przezwyciężenia słabości” poprzez morderstwo, o planie skosztowania fragmentów ciała ofiary. Jego słowa nie tylko przerażają, ale demaskują przepaść, jaka może oddzielać intelekt od człowieczeństwa. Kajetan jest inteligentnym człowiekiem, oczytanym i wykształconym. A mimo to zamienił się w drapieżnika, potwora, który bez mrugnięcia okiem jest w stanie zabić i zbezcześcić zwłoki.
– Moja żądza zabójstwa wyrosła z ciągłej frustracji, nerwów i niepokoju. Targała mną żądza zjedzenia mięsa, które uważałem, że powinienem upolować sam. Ale.. zwierzętom współczułem bardziej niż ludziom. Pragnąłem udowodnić, że życie ludzkie jest tyle samo warte, co życie innych zwierząt” – mówił Kajetan P. w rozmowie terapeutą. A gdy psycholog pytał, czy żałuje, ten mu odpowiedział: – Tak samo żałuję, że zabiłem tę kobietę, jak tego, że zabiłem kurę, albo kupiłem mięso w sklepie – to jedno z jego wyjaśnień cytowane w książce „Taki dobry chłopak” Hanny Dobrowolskiej. Kajetan P. został skazany na dożywocie.
Kolejnym zbrodniarzem, którego zdjęcia w hełmie ochronnym w ubiegłym roku obiegły internet i media, był 23-latek Dorian S. 25 lutego w centrum Warszawy brutalnie zaatakował i zgwałcił 25-letnią Białorusinkę Lizę. Była przypadkową ofiarą. Wracała do domu po spotkaniu ze znajomymi, kiedy Dorian S. wypatrzył ją na ul. Żurawiej. – W ręku ma kominiarkę i nóż. Przystawia ten nóż do szyi Lizy, zarzuca kominiarkę na twarz, zatyka ręką jej usta i spycha ją do ściany. Przygniata swoim ciałem, wyrywa telefon. Liza nie może uciec – relacjonował przebieg wydarzeń sędzia. Zostaje zgwałcona, okradziona i zostawiona naga na ulicy. Umiera kilka dni później w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności.
Dlaczego 23-latek zrobił coś tak potwornego? Co nim kierowało? – Niczego nie planowałem, nie chciałem zabić – przekonywał sąd. Został skazany (na razie nieprawomocnym wyrokiem) na dożywocie w systemie terapeutycznym.
Czy do tych historii o bestiach w ludzkiej skórze, którzy za nic mieli życie innych, pasuje historia Karla P. (zgodził się na publikowanie wizerunku), pół-Amerykanina pół-Polaka, który siedzi na ławie oskarżonych za zabójstwo i zbezczeszczenie zwłok własnej matki Gretchen P.?
Tak, jeśli to wszystko, co mówił śledczym i sądowi jest prawdą. A mówił rzeczy straszne, świadczące o zupełnym zatraceniu granic moralnych. O tym jak udusił ją poduszką, a następnego dnia piłą pociął ciało matki na kawałki, spakował szczątki do paczek oklejonych taśmą i drutem, wywiózł nad Wisłę w Nowym Dworze Mazowieckim i zrzucił z mostu do rzeki. Po czym przy użyciu wybielacza i silnych środków sterylnie wyczyścił mieszkanie na Bielanach, i wyjechał do USA. Tam został zatrzymany i sprowadzony do Polski.
Choć ciała Gretchen P. nigdy nie znaleziono, mężczyzna został już skazany na 25 lat więzienia. Sprawa po apelacji w ubiegłym roku wróciła jednak do sądu. A w nowym procesie Karl wycofał wszystkie swoje wcześniejsze zeznania. Nigdy też nie ukrywał swojej twarzy, pozwolił mediom pokazywanie wizerunku i podawanie nazwiska. Jest winny czy wyjdzie na wolność?
Następną rozprawę w tej pogmatwanej sprawie zaplanowano na 20 maja.