"To była totalna zasadzka” –mówił roztrzęsiony szeryf Robert Norris z hrabstwa Kootenai. "Ci strażacy nie mieli szans". Jak podaje "New York Times", strażacy zostali wezwani do pożaru na górze Canfield, na wschodnich obrzeżach Coeur d'Alene, około 13:21 w niedzielę (29 czerwca). Około 40 minut później przekazali, że gdy zaczęli gasić ogień, zostali ostrzelani. Błagali o pomoc, przekazując, że dwóch z nich zostało ciężko rannych. "Jeden strażak zgłosił, że ukrywa się za sprzętem gaśniczym. Można było usłyszeć, jak jeden z nich powiedział, że uważa, że pożar został podłożony celowo" - czytamy.
Podłożył ogień, potem zaczął polowanie na strażaków. Szok!
Ponad 300 funkcjonariuszy organów ścigania zaczęło poszukiwać strzelca, który w tak brutalny sposób zaatakował strażaków. Do akcji włączyło się FBI. "Gdy zapadł wieczór, władze wykorzystały dane z telefonu komórkowego, aby namierzyć podejrzanego. Wkrótce odnaleziono jego zwłoki". Wstępne informacje wskazują, że podejrzany działał sam, zmarły mężczyzna nie został zidentyfikowany. "Nie jest jasne, w jaki sposób zmarł - między nim a funkcjonariuszami doszło do wymiany ognia, nie wiadomo jednak, czy zginął od kul policjantów, czy popełnił samobójstwo. Urzędnicy nie wierzą, że podejrzany był tym samym mężczyzną, który zadzwonił, aby zgłosić pożar" - podaje "NYT" powołując się na informacje od szeryfa.
"Wszyscy czują się tam bezpiecznie", "Odrażający atak"
Dwóch strażaków zginęło, jeden jest ciężko ranny. Graham Christensen, były prezes Lake City Trail Alliance, powiedział, że nie słyszał o żadnym naturalnie wywołanym pożarze w ciągu ostatnich dwóch dekad. Powiedział, że atak był szokiem, ponieważ obszar ten zawsze wydawał się tak bezpieczny. Często korzystali z niego turyści. "Wszyscy czują się tam komfortowo" – powiedział.
