Johan Helberg, emerytowany dyrektor muzeum, spokojnie spał w swoim domu nad brzegiem fiordu, gdy o 5:45 rano sąsiad zaczął walić do drzwi. – Usłyszałem dźwięk dzwonka i pomyślałem, kto dzwoni o tej porze? – relacjonował, cytowany przez "The New York Times". – Wyjrzałem przez okno, a on mówi: "Nie widziałeś statku?".
Mężczyzna ujrzał masywny bok kontenerowca NCL Salten. Jednostka o długości 134 metrów osiadła na mieliźnie dosłownie pięć-sześć metrów od jego sypialni. – Gdyby kurs był tylko odrobinę inny, mógłby nabrać prędkości i uderzyć prosto w dom.
Kontenerowiec utknął przy brzegu
Statek zmierzał do portu w Orkanger. Z nieznanych dotąd powodów zszedł z kursu i wpłynął na płyciznę w pobliżu domostw. Jak opisuje "The New York Times", sąsiad mężczyzny, który widział moment wpłynięcia jednostki na brzeg, był "w szoku przez cały dzień", podobnie jak wielu Norwegów, którzy widzieli zdjęcia i nagrania kolosa osadzonego w niewielkim ogrodzie.
Norweska administracja przybrzeżna poinformowała, że nikt nie został ranny i nie doszło do wycieku paliwa. Jednak wskutek uderzenia doszło do osunięcia się gliny na szerokości około 100 metrów. Teren wokół został zabezpieczony przez policję.
Na pokładzie NCL Salten znajdowało się 16 osób: norweski kapitan i załoga złożona z Rosjan i Ukraińców. – Krzyknęliśmy do nich z ogrodu, pytając, czy wszystko w porządku – mówił Helberg. Załoga nie skomentowała jednak faktu, że ich statek właśnie wbił się w czyjąś posesję.
Na razie nie wiadomo, dlaczego doszło do wypadku.
